Sighisoara, miejsce narodzin Drakuli.

Sighisoara.

Jeszcze wieczorem wyruszamy na pierwszy spacer po mieście. Czuje się, że to miejsce ma atmosferę.

Starówka otoczona murami nad którymi góruje zegarowa wieża, robi na nas wrażenie. W wielu knajpkach siedzą roześmiani ludzi, urocze kelnerki podają piwo Drakula lub ciorbę.

To najlepiej zachowane saskie miasto Transylwanii. Otoczona murami i basztami średniowieczna starówka została w całości wpisana na listę UNESCO.

My na początek chcemy zobaczyć miejsce gdzie urodził się Drakula. Znajdziecie je bez trudu, wystarczy kierować się na wieżę zegarową, a potem iść w kierunku rynku. Tutaj znajduje się budynek w którym jak mówi legenda urodził się sam Wlad Palownik popularnie znany jako Drakula.

Aktualnie znajduje się tu knajpa. Wejście jest płatne. Co ciekawe, pomieszczenie znajduje się na pierwszym piętrze, podczas gdy przewodniki podają, że izba w której Drakula się urodził była parterowa.

W sali, pełna komercja. Trumna i paląca się świeczka. Wszystko w półmroku i czerwono-czarnych kolorach. W sumie to nawet jesteśmy rozbawieni, jak łatwo nabiera się turystów, przyciąganych tu legendą Wlada.

Sam Palownik, nie miał zwyczaju pijać krwi swoich oponentów. Za to pasjami nabijał ich na pal, stąd jego nazwa Palownik. Facet musiał mieć zacięcie bo ilość osób, którym wbito wielką drzazgę w tyłek, szła w dziesiątki tysięcy osób. Cóż nie było wtedy zbyt wielu rozrywek, aby władać państwem, trzeba było być tyranem, bo jak inaczej umocnić swoją pozycję, tylko legendą o brutalności.

Wiele opisów Wlada, za każdym razem coraz bardziej zniekształconych stworzyło w świadomości obraz Hrabiego Drakuli, który poluje na dziewice i wypija im krew. Legenda Drakuli odżyła, gdy stał się on pierwowzorem bohatera książki Brama Stokera „Drakula”, wydanej w 1897, transylwańskiego hrabiego-wampira o imieniu Dracula. Postać ta stała się symbolem kultury popularnej i została wykorzystana m.in. w licznych filmach.

Wychodzimy na ulicę, mijamy kilka sklepów z pamiątkami i wchodzimy na kolorową oświetloną starówkę. Sam ryneczek nie jest zbyt duży. Każdy dom jest w innym kolorze. Ładne miejsce na krótki romantyczny spacer. Tak też robimy obchodzimy to miejsce w koło, kilka brukowanych uliczek, sklepy dla turystów, pojedyncze knajpki i małe ogródki.

Wracamy pod wieżę zegarową, i idziemy do jednej z knajp na kolację. Wciąż większość stolików jest zajęta. Młodzi Rumuni, turyści i fantastyczna atmosfera. Nawet ciorby brakło.

Siedzimy do późnej nocy. By rano po śniadaniu tu wrócić i tym razem w świetle dnia zobaczyć to urocze miasteczko.

Małe wąskie uliczki, uświadamiają nam jak kiedyś wyglądało średniowieczne miasteczko. Malutkie domki, wybrukowane śliskim kamieniem, a na wieży zegarowej ciasno od turystów.

Choć trzeba przyznać, że nie jest tu jak Krupówkach. Tym razem w ciągu dnia oglądamy kolorową zabytkową starówkę. Amator fotograf będzie miał tu używanie. Tylko czekać i robić piękne zdjęcia.

Na koniec pozostawiliśmy sobie Wzgórze Zamkowe w Sighisoarze. Musimy się wspiąć po kilkuset schodach, by zobaczyć z góry panoramę miasta.

Szkolne Schody w Sighișoarze stanowią jedyną drogę, którą można obrać, aby dotrzeć na wzgórze. Początkowo stanowiły drogę do miejskiej szkoły, wykorzystywaną zarówno latem, jak i zimą, kiedy dostanie się do niej inną drogą, na przykład przez wzgórze, byłoby ze względu na śnieg i lód niemożliwe. Schody Szkolne zachowane są w dość dobrym stanie, jednak trzeba liczyć się z tym, że aby dotrzeć na wzgórze, trzeba pokonać ich prawie dwieście, co szczególnie bywa męczące w słoneczne wakacje.

Ostatnie tęskne spojrzenia z góry na Sighisoare i wracamy pod hotel po auto. Mam wciąż takie wrażenie, że mógł bym tu trochę dłużej posiedzieć, popatrzeć na sennie toczące się tu życie, na potomków Drakuli podczas ich codziennych spraw. Jeśli wasz plan pozwoli zostańcie tu trochę dłużej niż my i nacieszcie oko.

My tym czasem ruszamy dalej, Rumuńskie drogi wymagają więcej czasu i cierpliwości, więc musimy mieć spory zapas by dotrzeć do celu.

Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).


Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.