Kilimandżaro – organizacja i zarządzanie.

Kilimandżaro – organizacja i zarządzanie.

Czy na Dach Afryki wdrapać się z biurem czy samemu ?

To pytanie zadaje sobie wiele osób. Jeśli jedziesz z biurem – wybierasz operatora, płacisz ustaloną cenę i pojawiasz się w dniu odlotu na lotnisku. Spakowany zgodnie z wytycznymi biura polegasz na swoim pilocie. Doś proste. Musicie się tylko fizycznie przygotować.

Dużym plusem takiego rozwiązania jest także to, że nie tracicie czasu na organizację całej eskapady, a wierzcie mi trochę czasu to zajmuje jeśli robisz to pierwszy raz.

Minusem takiego przedsięwzięcia jest cena. Skoro ktoś robi coś za Was i poświęca swój czas, płacąc od tego podatki to jasnym jest, że musi to więcej kosztować. Dodatkowo nie wy budujecie plan wyprawy ale kupujecie gotowy produkt, który nie zawsze musi Wam do końca pasować.

Z powyższych powodów wziąłem organizację Kilimandżaro na siebie.

Nigdy wcześniej nie byłem w tak głębokiej Afryce. Wydawało mi się, że skoro wcześniej odwiedziłem już tyle krajów to bazując na swoim doświadczeniu wszystko będzie proste i przyjemne. Sporo się myliłem.

Plan.

Jeśli już lecicie do Tanzanii aby wejść na Dach Afryki warto także pojechać na safari i trochę odpocząć na plaży.

Wszystko zależy od tego ile macie wolnego. Jak szybko chcecie wchodzić na Kilimandżaro i ile chcecie się opalać na Zanzibarze oraz  jak długo jesteście w stanie patrzeć na zebry i lwy.

Większość biur i indywidualnych turystów obiera następujący wariant:

Góra, safari i plaża.

Ta kolejność wydaje się najlepsza, przyjeżdżacie wskakujecie na górę, potem gonicie po parkach narodowych i szlifujecie opaleniznę by się zalansować w pracy po urlopie.

Zauważyłem jednak, że są też takie rozwiązania.

Safari, Kili i ocean.

Dużo osób przylatujących z innej strefy czasowej – Ameryka czy Azja wybiera takie rozwiązanie. Te kilka dni na safari, kiedy was wożą pozwala na wyrównanie jet lagu i aklimatyzację przed trudami trekkingu.

Najdziwniejszą dla mnie formą jest:

Przylot na Zanzibar i w trakcie pobytu wypad na kontynent by zobaczyć zwierzaki i spróbować góry. Z tego co słyszałem, takie układ daje najmniejszą skuteczność wejścia. A wykupienie safari na wyspie wychodzi bardzo drogo. Także ten pomysł jest najmniej logiczny i szczerze go odradzam.

Nie oszukujmy się, jeśli waszym głównym celem jest Kilimandżaro to ono definiuje co, kiedy i jak.

Kiedy jechać.

Teoretycznie na szczyt można wejść o każdej porze roku. Z rozmów z przewodnikami wynikało jednak, że mocno odradzają wędrówkę od połowy marca do początków czerwca oraz drugą połowę listopada. Padające deszcze potrafią mocno uprzykrzyć przyjemność wędrówki. Jeden z przewodników opowiadał mi, że w marcu i kwietniu w ogóle nie wchodzi bo się nie da. Ale są ludzie i biura które to robią.

Sporo ludzi wchodzi na przełomie grudnia – lutego, ale najwięcej od lipca do października. Co ciekawe niektóre biura mają tak dobrane terminy, by atak szczytowy przypadał przy pełni księżyca.

Lotnisko docelowe.

Z Europy lata sporo linii do Tanzanii i Kenii. Jeśli myślcie o safari w Kenii to wybór Nairobi wydaje się sensowny. Ale naprawdę nie rozumiem, dlaczego sporo biur leci do Nairobi tylko po to by potem od razu jechać do Tanzanii. Dochodzi wam koszt wizy Kenijskiej, dodatkowy dzień transportu i granica. Moim zdaniem bez sensu.

Lecimy prosto do Tanzanii. Niestety mało linii lata bezpośrednio pod Kilimandżaro. Zdecydowanie więcej lotów jest do Dar Es Salam i dalej na Zanzibar.

Od was zależy jaki lot kupicie. Choć jak by nie liczyć i kombinować, to idealnie jest polecieć na lotnisko Kilimandżaro, wylecieć z Dar es Salaam lub Zanzibaru.

Jeśli będziecie szukać lotów to lotnisko Kilimandżaro ma oznaczenie JRO, Dar es Salaam – DAR, a Zanzibar ZNZ. Jeśli będziecie kombinować loty wewnętrzne to lotnisko Arusha ma ARK.

O bilecie lotniczym warto pomyśleć dużo wcześniej. Szczególnie jeśli interesuje Was JRO. Mało linii tam lata, i samoloty są dobrze obłożone. Linie lokalne w Tanzanii mają tym tańsze bilety im wcześniej je kupicie. W ostatniej chwili ich ceny łamią portfel.

My wybraliśmy lot na JRO – czyli Kilimandżaro, powrót z DAR czyli Dar es Salaam. Nasz wybór padł na holenderski KLM.

Wygodnie zabrali nas z Warszawy, z krótką przesiadką w Amsterdamie, dotarliśmy w pod Dach Afryki i tak samo na powrocie z DAR do WAW ale z małymi przygodami o czym będzie w późniejszych odcinkach.

Agencja turystyczna.

Napisałem na początku, że zdecydowałem się organizować sam ten wyjazd. Na Kilimandżaro nie da się jednak wejść samemu, chyba że jesteście światową sławą alpinizmu. Ogólne zasady są takie, że regulacje rządu Tanzanii doprowadziły do tego, że musicie wynająć agencję, przewodników i tragarzy. Zapłacić wszystkie opłaty za wejścia do parku, podatki i podzielić srogi napiwek pomiędzy ekipę. To wszystko powoduje, że taki wyjazd nie należy to tanich. O pieniądzach będzie później, a teraz skupmy się na agencji.

W internecie znajdziecie wiele ofert firm trekkingowych. Jest tego naprawdę bardzo dużo. Warto zacząć z nimi rozmawiać moim zdaniem zaraz po kupieniu biletu lotniczego. Ze swojego doświadczenia oceniam, że około 3 miesiące przed przyjazdem powinniście być po pierwszym słowie.

Ja napisałem ogólne zapytanie o trekking i safari i wysłałem do wielu biur.  Kilka z nich nigdy mi nie odpisało, ale od kilku otrzymałem konkretne i rzeczowe oferty.

Cena.

Niestety cena wszystkich firm zbiła mnie z tropu. Nauczony przygodami z Azjatami i negocjacji cen byłem w pełni przekonany, że to wszystko na wyrost i zaraz starguje sporo z tej ceny.  Jakież było moje zaskoczenie, gdy na moje propozycje obniżki ceny nikt nie zareagował, a jedna firma wręcz się obraziła. W zasadzie rozbiłem się o ścianę.

Siedziałem w domu na kanapie, patrzyłem na oferty trekkingu i safari, które były w przedziale od 2500 do 5000 USD od osoby i zastanawiałem się co źle zrobiłem. Dlaczego nikt nie chce ze mną negocjować ceny. Przecież chyba nie cierpią na nadmiar klientów ? bezrobocie w Tanzanii jest olbrzymie, to jest jeden z  najbiedniejszych krajów świata, powinno być tanio. Nie do końca sobie jeszcze zdawałem sprawę dlaczego tak i co powoduje, że finalnie wychodzi taka cena. Wszystkie opłaty i koszty, narzucane przez rząd i koszty ludzkie sumarycznie dają właśnie taki poziom cenowy.  Znowu się odwołam do tego, że w późniejszej części relacji pokażę dokładnie jak zbudowała się cena. Wymienię wszystkie części składowe i wtedy zrozumiecie dlaczego to tyle kosztuje.

Max.

Poznany gdzieś na forum Kenijczyk. Znajomy znajomego w sumie to nie wiem którego. Robiący hałas na fejsie ze swoim kenijskim biurem podróży. Pojawił się trochę jak dobra wróżka. Na początku nawet nie myślałem, żeby wysłać do niego ofertę. Przecież to Kenia, a nie Tanzania.

W ruch idzie komunikator, rozmawiamy, Max mówi, że jak najbardziej i co tam sobie życzę.

Trochę się niepokoje gdy zawsze mi odpisuje, żebym się o nic nie martwił. To jego „don’t worry” trochę mnie jednak niepokoi. Wysyłam mu zapytanie i dostaję ofertę. Pierwsza oferta jest bardzo ogólna, niby o wszystkim, a o niczym. Choć co ważne zawiera cenę, znowu jak dla mnie za wysoką.

Max nie jest przypadkowym gościem. Ma swoją firmę i robi wiele safari po Kenii i krajach ościennych. Niech jego największą wizytówką będzie to, iż organizował wejście na Kilimandżaro dla Ewy Wachowicz.

Choć pewnie najbardziej wymierne jest to, że kiedy do Tanzanii przylatuje Martyna Wojciechowska kręcić kolejne odcinki swojego programu to Max jest zatrudniony przy organizacji przedsięwzięcia.

Zdjęcia udostępniam dzięki uprzejmości Maxa i na jego zgodę.

W końcu decyduje się na ofertę Maxa  – około 2150 USD za wszystko. Zostają mi tylko negocjacje, które będziemy toczyć przez wiele dni. Trochę jak prawnicy, którzy brną przez umowę, my będziemy dogadywać każdy punkt po punkcie.

Ustalmy jaką wybieramy drogę na Kilimandżaro, jaką chcemy obstawę i jakie mamy wymagania, dogadujemy jak ma wyglądać nasze safari i co chcemy zobaczyć.  Cała oferta ma być uszyta pod nasze oczekiwania.

Plan mamy taki : następnego dnia po przylocie zaczynamy sześciodniowe wejście na szczyt trasą Machame, potem na cztery dni jedziemy na safari by po wszystkich trudach dotrzeć na Zanzibar.

Z Maxem ustalmy część dotyczącą Kilimandżaro i safari. Mógłbym teraz w szczegółach opisać jak ścieraliśmy się o cenę, punkty wyprawy i szczegóły. Raz ja robiłem fochy raz Max. Negocjacje wyglądały zupełnie inaczej niż z Azjatami. Z czasem zrozumiałem, że to inna kultura, i inne podejście. W sumie nawet w pewnym momencie był impas w rozmowach. I nagle dostałem małego olśnienia. Skoro Max nie chce obniżyć ceny to może w tej samej cenie doda dodatkowe usługi. Tym sposobem zbudowaliśmy pakiet usługi od lotniska do Dar Es Salam.

Max miał nas odebrać z lotniska, zorganizować całą wyprawę, safari, zapewnić wszystkie noclegi w Arushy oraz zapewnić wszystkie niezbędne transfery, a na koniec wsadzić nas w autobus do Dar Es Salam.

 

Dziś po powrocie mogę uczciwie napisać, że świetnie się wywiązał i dzięki jego zaangażowaniu wszystko szło jak po sznurku. Choć widział się z nami tylko pierwsze dwa dni, to wszystko zorganizował tak, że byliśmy bardzo zadowoleni. Dobrą opinię o nim potwierdzają także inni Polacy, którzy z jego usług korzystali.

Jeśli będziecie wybierać się do Kenii, Tanzanii lub krajów w których Max organizuje imprezy, to śmiało możecie kontaktować się z Maxem Abeid.

Profil Maxa znajdziecie tutaj:

Maxa na fejsie znajdziecie pod tym linkiem.

Mamy wszystko ustalone. Lecimy do JRO czyli Kilimandżaro, na miejscu pilnuje nas Max, on przejmuje nas lotnisku i oddaje nas w ręce przewodnika i tragarzy, po wszystkim wysyła nas na safari by na koniec wsadzić nas w busa do Dar es Salaam.

Jesteśmy przygotowani. Zbudowaliśmy formę, jesteśmy zaszczepieni, mamy sprzęt na wyprawę, mamy dogadane wszystko na miejscu. Wystarczy wsiąść w samolot i ruszyć ku przygodzie.

Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).


Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, pisanie tego i innych tekstów to proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.