Kilimandżaro – przygotowania fizyczne.

Kilimandżaro – przygotowania fizyczne.

Kiedy tak postałem przed lustrem i uświadomiłem sobie, jak w kiepskiej jestem formie, zrozumiałem jak małe szanse mam na osiągnięcie celu.

W moim życiu musiały nastąpić radykalne zmiany.

W zimowy poranek ubrałam się ciepło i poszedłem się przejść wokół jeziora, chciałem wszystko przemyśleć.  Do przejścia miałem około 6 km. Szedłem i szedłem, w pewnym momencie nawet przeklinając to cholerne bajoro. Ile się tu wody nazbierało, że trzeba tyle iść.

Od wielu lat nic nie trenowałem, od czasu studiów obrastałem w tłuszcz. Imprezy, siedzący tryb życia, alkohol i szybkie żarcie. Równia pochyła do zawału po czterdziestce.

Kiedy wsiadłem do auta byłem zmęczony i spocony. Może nie wycieńczony, ale zaledwie 6 km marszu udowodniło mi w jakim jestem stanie.

Wracając do domu prawie się poddałem. Prawie wmówiłem sobie, że nie jestem w stanie się zmienić.

Telefon od przyjaciela.

Kilka dni później dostałem telefon od przyjaciela – „Piotr zapisałem Cię na siłownię” – hmm, znowu broniłem się w myślach przed zmianami, ale od tego momentu wszystko ruszyło.

Czas na zmiany.

Jeśli poważnie myślicie o wejściu na Kilimandżaro, to niestety ale musicie się dobrze przygotować fizycznie. Jeśli na co dzień czynnie uprawiacie sport, a wasze BMI jest idealne ta część relacji nie jest dla Was.

Jednak dla większości osób, które wyznaczają sobie cel w postaci Dachu Afryki jest to wyzwanie i przed wyprawą muszą trochę popracować nad sobą.

Dieta.

Nie jestem z zawodu dietetykiem, ale nie musiałem kończyć w tym kierunku studiów by zrozumieć, że moja lodówka i kuchenne szafki napchane są dziadostwem, które nie pomaga w utrzymaniu formy. Poświęciłem kilka dni, by poczytać o tym jak zmienić dietę, by napędzić metabolizm, nie zatrzymywać wody w organizmie i po zmianie żywienia zacząć chudnąć.

Zrobiłem listę co będę jadł, jak będą wyglądały moje posiłki i pojechałem na zakupy. W tym samym czasie z domu zniknęło całe śmieciowe jedzenie.  W zasadzie z dnia na dzień zmieniłem sposób odżywania. Nie będę tu się rozpisywał, ale jeśli czujecie, że wasza dieta nie jest najlepsza to poczytajcie o zdrowym odżywaniu i wybierzcie dla siebie odpowiednią dietę. To niezbędne by na kolejnym etapie zmiany swojego ja odnieść sukces.

Ruch fizyczny.

Trafiłem na siłownię. Kolega mnie zmusił. Nich tak to zapamięta historia, ale w sumie to dzięki niemu zacząłem się gimnastykować. Wiem, że wielu siłownia kojarzy się z podnoszeniem ciężarów. Nic bardziej mylnego. Większość osób pracuje nad zmianą sylwetki, wytrzymałością i ogólną kondycją. Kiedy zaczynałem, nie byłem w stanie wysiedzieć przez 8 godzin przy biurku. Kręgosłup odmawiał. Dzięki kolegom i trenerom, po kilku tygodniach zacząłem dostrzegać pierwsze zmiany. Sylwetka lekko się zmieniła i mięśnie stały się silniejsze. Bez problemu mogłem siedzieć długi czas w biurze lub za kierownicą.

Czas na rower – nasmarowałem rower, jeździłem na nim wcześniej ale bez planu, bez pomysłu. Założyłem pewien plan i skutecznie go realizowałem. Nie jeździłem jakichś kosmicznych dystansów, bardziej chodziło o to aby się ruszać. Moje trasy były od 20 do 40 km.

Uporczywe chodzenie.

No i przypomniałem sobie o moim jeziorze. Jeśli sobie zobaczycie jak wygląda wejście na Kilimandżaro to zrozumiecie, że sukcesem na zdobycie szczytu,  oprócz aklimatyzacji jest mozolny trekking. Nie pozostaje nic innego jak chodzenie. Moim zdaniem z dzisiejszej perspektywy to był świetny wybór. Nie bieganie, nie rolki, a właśnie chodzenie. Każda wolną chwilę poświęcałem by pojechać nad wodę i zrobić kółko. Czasem brałem kije. Ile to ja razy  obszedłem moje jezioro ? tego nie zliczę, choć na pewno ponad 100 razy, co oznacza, że w trakcie przygotowań przeszedłem ponad 600 km po płaskim, by wzmocnić mięśnie nóg.  Jest też w tym jakaś logika, jeśli masz być dobry w zapasach trenujesz zapasy, a jeśli dobry w pływaniu to trenujesz pływanie. Ja miałem być odporny na długotrwały marsz.

Piesze wędrówki.

Pierwotnie kiedy zacząłem zmiany i treningi to w Tanzani miałem się pojawić za około 6 miesięcy. Potem jednak pojawiły się w moim życiu pewne zmiany, które radykalnie wpłynęły na plan. Okazało się, że z wyjazdem musimy poczekać jeszcze co najmniej rok. I tak też się stało. Wyszło na to, że przygotowania  zacząłem nie na pół roku przed podróżą, a ponad 18 miesięcy wcześniej. To, że wyszło mi to na zdrowie to inna sytuacja, ale oczywiście nikt nie musi tak wcześnie zacząć się szykować przed zdobyciem Dachu Afryki.

Kiedy już byliśmy pewni terminu wylotu, do treningów dodałem piesze wędrówki po górach. Jeśli drogi czytelniku prześledzisz stronę, to znajdziesz coś takiego jak „Projekt – Polskie Góry”, opisałem w nim prawie wszystkie ścieżki jakie w ramach przygotowań przeszliśmy po polskich górach.  W trakcie kilku miesięcy, wykorzystując weekendy przeszliśmy prawie 200 km. Nie były to jakieś wyczerpujące treningi, raczej sobotnie chodzenie po górkach. Muszę jednak przyznać że, z każdym wyjściem nabierałem sił w nogach, czułem się mocny. Forma rosła i na miesiąc przed wyprawą miałem w nogach taką siłę, że byłem pewien swojej siły, to bardzo poprawiło moje morale.

Dziś uważam, ten trening za niezbędny, przed wejściem na Kilimandżaro, więc jeśli właśnie planujecie to samo co ja, musicie znaleźć w swoim kalendarzu przygotowań co najmniej 6 wyjść w góry.

Podsumowanie treningów i diety.

Kiedy mój przyjaciel zaciągnął mnie na siłownię, był środek zimy. Dietę zmieniłem także w tym samym czasie.  Oprócz tego, że w miarę szybko zacząłem się czuć lepiej, to dość długo nie zauważałem fizycznej zmiany. Waga stała w miejscu, a klata nie rosła. W końcu  z początkiem wiosny , udało się wskoczyć na rower i znowu wzrosła moja nadzieja na zgubienie zbędnych kilogramów.

Nic takiego jednak się nie działo. W zasadzie zastanawiałem się co robię źle. Z mojego życia zniknęło kiepskie jedzenie, colę zastąpiła woda, spałem dużo, alkohol pojawiał się tylko sporadycznie, a ja prowadziłem tak zdrowy tryb życia, że Chodakowska była by zawstydzona.

I w końcu przyszedł ten moment, gdzieś w środku wakacji, nagle bez ostrzeżenia, waga poleciała bardzo mocno w dół. Może nie tyle ile chciałem, ale zdjąłem z siebie 10 kg. To był pierwszy znaczny sukces.

Treningi na siłowni też przyniosły efekt. Czułem, że zaczynam panować nad swoim ciałem.

Spacery i treningi w górach dały odpowiednią wydolność fizyczną.

Nie namawiam do skopiowania moich pomysłów na trening, ale jest pewne, że bez odpowiedniego przygotowania i nabycia wytrzymałości nie uda się tam wejść.

Zachęcam do  stworzenia sobie planu treningowego i zrealizowania go, tak by nie zawrócić tuż przed szczytem.

Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).


Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.