Arusha – Dar es Salaam – autobusem po Tanzanii.

Arusha – Dar es Salaam.

Kiedy wróciliśmy z safari do Arushy ustąpiło z nas to lekkie napięcie, które towarzyszyło nam od początku naszej wyprawy.

Zdobyliśmy szczyt Kilimandżaro. Przeżyliśmy spotkanie z lwami w Serengeti i nie daliśmy się zjeść hienom.

Przed nami już tylko czas na wypoczynek. Od początku zakładaliśmy, że chcemy zobaczyć Zanzibar.

Musieliśmy tylko wybrać sposób dotarcia na wyspę.

Oczywiście najprostszym sposobem jest lot. Jednak jego cena nie należy do najniższych. Czasem jeśli bilet kupicie z wyprzedzeniem to może traficie na niższą cenę, ale  zazwyczaj jest ona dużo wyższa niż autobus i prom.

Co istotne, my mieliśmy po dwa duże bagaże na osobę. Mieliśmy w nich sprzęt potrzebny na Kilimandżaro ale zupełnie nie przydatny na Zanzibarze.

Kiedy sprawdzałem ceny i w systemie rezerwacyjnym linii lotniczych dodawałem walizki, cena za lot szybowała do góry, rujnując nasz budżet.

Autobus do Dar es Salaam.

Gdy ustalałem z Maxem, cały budżet pobytu na Kilimandżaro i na safari to autobus z Arushy do Dar es Salaam był ostatnim punktem w ofercie.

W tym momencie właśnie kończyła się usługa naszego przyjaciela. Bilety na Kilimanjaro Express czekały u Pana Abrahama w biurze. Trzeba przyznać, że Max wywiązał się znakomicie ze wszystkich ustaleń.

Nasz autobus miał odjeżdżać o 5:50 rano. O 5:00 miał nas ktoś z hotelu podrzucić na dworzec autobusowy.

Spokojnie ostatni wieczór w Arushy mogliśmy spędzić na zwiedzaniu ostatnich zakamarków, kupowaniu magnesów i doskonałej kolacji w muzułmańskiej knajpie.

Spakowani ze wszystkim gratami pojawiliśmy się o 5:00 rano przed hotelem. Po chwili pojawiło się to samo auto, którym jechaliśmy z lotniska po przylocie. Jedynie kierowca nie ten. Jak się okazało z lotniska odbierał nas syn dzisiejszego kierowcy. Na dworzec autobusowy jechaliśmy tylko krótką chwilę. Choć auto było opłacone przez Maxa to i tak zostawiliśmy kierowcy niewielki napiwek.

Dworzec autobusowy.

Niech ta nazwa was nie zwiedzie. W rzeczywistości to niewielki placyk obok którego znajduje się maciupeńkie biuro sprzedaży biletów.

Nawet tłumów ludzi nie było. W zasadzie nasza trójka i kilka osób. Byłem bardzo ciekaw czy autobus pojawi się o czasie.

Choć od początku naszego pobytu w Tanzanii wszystko działało tak jak ustaliliśmy, to i tak ciągle tkwiło we mnie przekonanie, że to kraj trzeciego świata gdzieś pośrodku Afryki.

Autobus pojawił się o czasie. W zasadzie pojawiły się dwa takie same autobusy. No i teraz do którego wsiąść. Musiałem dopytać kierowcę jednego z nich. Nasze bagaże powędrowały to luku znajdującego się na tyłach autobusu. Znowu włączył się mój brak wiary, chwilę stałem obok luku, czy ktoś nie ma ochoty na nasze walizki. Po chwili jednak przestrzeń ładunkowa została w pełni zapchana innymi towarami i nasze bagaże zostały przykryte przez inne kartony i worki.

Ruszyliśmy punktualnie. Autobus był bardzo czysty w pełni przygotowany do dalekiej podróży.

Wszystkie siedzenia były zajęte. Byliśmy jedynymi białymi turystami w autobusie.

Nad naszymi głowami zwisał ekran w którym leciał jakiś serial z lokalnej telewizji. Chyba znany bo większość podróżnych oglądała go z zainteresowaniem.

Oprócz eleganckiego kierowcy, na pokładzie podczas kursu towarzyszyła nam też miła pani, która sprawdzała bilety, rozdawała napoje i poczęstunki. Chyba w trakcie całej jazdy trzy razy dostaliśmy napoje. To bardzo miłe.

Oprócz tego wszystko możecie dokupić na postojach. Nie są one jakoś bardzo często, ale co pewien czas autokar zatrzymuje się na sikanie i wyprostowanie nóg.

W trakcie jazdy raz zatrzymaliśmy się na obiad. Pewnie był to stały punkt programu, bo stawały tu wszystkie busy.

W brew pozorom główna droga przez Tanzanię w kierunku Dar es Salaam nie była taka zła. Ani większych dziur, przepaści, nierówności. Nasz pojazd spokojnie toczył się przed siebie. To był nasz podstawowy problem. Jechaliśmy bardzo powoli.



Z niepokojem obserwowałem na GPS jak nasz punkt powoli przesuwa się po elektronicznej mapie.

Kiedy dopytywałem wcześniej ile jedzie autobus, mówiono mi że około 8 godzin. Coś nie za bardzo chciałem wierzyć w te informacje. Już na początku Google podało mi czas przejazdu 10 h.

My finalnie jechaliśmy 12 godzin. Oznacza to, że do Dar es Salaam dojechaliśmy na 18:00.

Te 12 godzin spędziłem na obserwowaniu Tanzanii, której nie dostrzegł bym z pokładu samolotu.

Nie trzeba być znawcą by zauważyć biedę tego kraju, ludzi żyjących w lepiankach czy prostych domkach, gdzie dachy pokryte są blachą falistą.

Wokół tych domostw nie ma przepychu ani luksusu, a raczej wszystko ogarniająca przygnębiająca atmosfera. Jak by bez pomysłu, bez nadziei, bez szans na wyrwanie się z tego miejsca.

Policja.

Już wcześniej zwróciłem uwagę, na to, że kierowcy tutaj panicznie boją się policji. O korupcji na drogach opowiadała mi nasz kierowca podczas safari. Kiedy wracaliśmy z Kilimandżaro ekipa w furgonetce też milkła na widok tutejszej władzy.

Sam też byłem naocznym świadkiem,  jak mundurowi traktują tutaj kierowców.

Jednak dopiero 12 godzinna jazda autobusem uświadomiła mi jak bardzo skorumpowana jest policja w Tanzanii.

Nasz autobus był kilkakrotnie zatrzymywany przez drogówkę pod byle powodem. Za każdym razem dziewczyna która była odpowiedzialna za napoje czy sprawdzanie biletów wychodziła do policjantów i coś z nimi załatwiała. Wszyscy pasażerowie w autobusie dokładnie wiedzieli co się dzieje.

Policja była na tyle bezczelna, że brali od niej pieniądze prawie tego nie ukrywając. Zresztą dziewczyna kiedy do nich podchodziła, trzymała pieniądze w rękach za plecami, w taki sposób, że wszyscy pasażerowie je widzieli. Chwilę później wracała do autobusu z pustymi rękoma i ruszaliśmy dalej. I tak kilka razy.

Dar es Salaam.

W końcu dotarliśmy do celu. Nasze tyłki były odgniecione od siedzenia. Mieliśmy serdecznie dość jazdy autobusem. Musieliśmy jeszcze dotrzeć do hotelu.

Na parkingu dla autobusów czekał na nas chłopak z kartką. To znajomy Maxa. Dzień wcześniej poprosiłem aby jeszcze kogoś nam znalazł. Nie chciałem się po takiej podróży dogadywać z lokalnymi taksówkarzami.

Przepakowaliśmy nasze bagaże do jego auta i obraliśmy kierunek na hotel.

Dar es Salaam nie jest stolicą Tanzanii, choć wielu tak myśli, ale uchodzi za gospodarczą, ekonomiczną i administracyjną stolicę tego państwa. To największe miasto w tym kraju.

W końcu dotarliśmy do hotelu, bardzo zmęczeni całodniową podróżą.

Dlaczego spaliśmy w Dar es Salaam zamiast dalej ruszyć na Zanzibar ? Powód jest bardzo prosty, ostatni prom wypływa o godzinie 16:00, nie było możliwości by zdążyć. Musieliśmy spać w pobliżu portu by rano popłynąć na wyspę.

Wybraliśmy hotel:

Zakinn Zanzibar Hotel – Dar es Salaam.

W linku poniżej możecie go zarezerwować na serwisie Agoda – ja właśnie tu rezerwowałem.

Zakinn Zanzibar Hotel – Dar es Salaam – Agoda

Ale jeśli wolicie Booking to pod spodem link kierujący prosto do rezerwacji hotelu.

Zakinn Zanzibar Hotel – Dar es Salaam – Booking

To prosty tani hotel.

Jego wielką zaletą jest to, że znajduje się 400 – 500 m w linii prostej  od terminalu  promowego na Zanzibar.

Potwornie zmęczeni poszliśmy jeszcze sprawdzić gdzie dokładnie są kasy biletowe, wróciliśmy pod hotel, kupiliśmy pysznego kurczaka oraz trochę lokalnego alkoholu i w taki prosty sposób uczciliśmy zakończenie kolejnego etapu podróży.

Rano czekał nas rejs na Zanzibar.

 

Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).


Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.