Islandia kraina gejzerów.

Islandia kraina gejzerów.

Lecimy na Islandię.

Samolot jest pełen. Nie dziwi nas to. Jest przerwa majowa. Do tego Polacy to największa tutaj mniejszość narodowa. Tanie linie korzystają i dzięki temu z wielu lotnisk w Polsce można tanio dolecieć na wyspę.

Lot trwa trochę ponad 3 godziny i jest do przeżycia z nogami między wąsko rozstawionymi siedzeniami.

Coś za coś, albo tanio albo wygodnie. Nie jest źle i o czasie siadamy w Keflaviku.

#keflavik #keflavikairport #airport #backhome #travel #traveling

A post shared by Piotr Jendruś (@untochables) on

Jak na tak, małą ilość mieszkańców to ruch na tutejszym lotnisku jest całkiem spory. Trzeba jednak zauważyć, iż w dużej mierze wynika on z olbrzymiej ilości turystów, którzy nawiedzają krainę lodu.

Odbieramy szybko walizki i wymieniamy euro. Co ciekawe kurs na lotnisku jest uczciwy, w przeciwieństwie do tego co dzieje się w kantorach na polskich lotniskach, gdzie nieświadomi turyści są rąbani jak puszcza białowieska.

Odbieramy samochód.

Auto rezerwowaliśmy w Polsce, łącznie z ubezpieczeniem, ale na miejscu pracownik firmy Budget zakwestionował nam nasze ubezpieczenie. Nie wiem czy miał rację, wykupiliśmy dodatkowo pełne ubezpieczenie auta. Kosmos. Nie chcę się znowu denerwować, więc nie napiszę ile nas to kosztowało, ale bardzo dużo. Nie chcieliśmy jednak ryzykować wielkich kosztów naprawy auta w przypadku jego uszkodzenia.

Kiedy oddawaliśmy auto, polska pracownica w Budget poradziła nam abyśmy się o to dodatkowe ubezpieczenie dochodzili z firmą Budget, ale doszliśmy do wniosku, że szkoda pary i zdrowia.



Wyjeżdżamy z lotniska.

Jest niewielki ruch w pobliżu terminali, ale z każdym metrem robi się spokojniej. Przy łagodnej pogodzie jazda samochodem po Islandii to czysta przyjemność, brak korków, pośpiechu, nerwowych kierowców. Czasem można przez 20 minut jechać główną drogą numer 1 i nikogo nie spotkać.

Pierwsze co rzuca się w oczy to przejmująca pustka. Olbrzymia przestrzeń bez drzew. Gigantyczne kamienne pola porośnięte mchem.

Kierujemy się do miejscowości Grindavik.

Nasz plan zwiedzania.

Od samego początku nie zakładaliśmy objechania całej Islandii. Wiedzieliśmy, że w ciągu 7 dni, nie ma sensu gonić w koło. Chcieliśmy się skupić tylko na południu, w planach był również „złoty krąg” oraz tak nie powszechnie ignorowana stolica Reykjavik.

Hotel w Grindavik.

Sporo moich znajomych gdy słyszało, że planuje na miejscu spać w hotelach, robiło dziwną minę i wymawiało słowo „burżuj”. Niestety hotele na Islandii to słony wydatek. My jechaliśmy z początkiem maja, gdy temperatury spadały nawet poniżej zera. Nie chcieliśmy marznąć w kamperze, tym bardziej nie przyszedł nam do głowy namiot. Chcieliśmy mieć też dostęp do łazienki, ale nie koniecznie musieliśmy ją mieć w pokoju. Wszystkie pokoje na naszej trasie były bez łazienek. Hostele, które wybraliśmy trzymały bardzo wysoki poziom i będę je opisywał w każdych dniach relacji.

Nasz pierwszy nocleg jest w Mar Guesthouse w miejscowości Grindavik. Nasz przylot był dość późno i za nim odebraliśmy auto i wyjechaliśmy z lotniska upłynęło dodatkowo sporo czasu. Z tego powodu nie chcieliśmy jechać daleko pierwszego dnia.

Mar Guesthouse okazała się świetnym wyborem. Pokoje były bardzo duże, czyste i ciepłe. Do tego aneks kuchenny z lodówką, oraz wspólne 4 łazienki. Te łazienki były mega czyste i bardzo komfortowe. W zawsze któraś była wolna, więc nie było przymusu czekania co czasem w hostelach się zdarza.

Nie ma tu recepcji, po rezerwacji dostaniecie na maila hasło do swojej skrzynki z kluczykiem. Co prawda nasz mail wpadł w spam, ale na miejscu zadzwoniliśmy do obsługi i ponownie wysłali nam maila z hasłem.

Ten pierwszy nocleg kosztowała nas 287 pln za noc dla dwóch osób, bez śniadania.

Jeśli chcecie go zarezerwować do skorzystajcie z linków poniżej na serwisie Agoda lub Booking.

Nasz hotel MAR GUESTHOUSE – w serwisie Agoda zarezerwujesz tutaj.

Nasz hotel MAR GUESTHOUSE – w serwisie Booking zarezerwujesz tutaj.

Pierwsze atrakcje.

Zostawiamy nasze rzeczy w pokoju i jeszcze dziś chcemy zobaczyć kilka atrakcji w okolicy. Dużym plusem jest to, że o tej porze roku dni są dłuższe niż w Polsce.

Brimketill.

To mały naturalny basen rzeźbiony erozją morską, utworzony w czarnych lawowych skałach. Łatwo tu trafić. W pobliżu jest niewielki parking.

Nad brzegiem znajduje się metalowa platforma, z której można podziwiać klif.

Jeśli pogoda jest łaskawa to nic wam nie grozi, przewodniki przestrzegają by przy sztormie i wietrze uważać na wszystkie niebezpieczeństwa.

W tym miejscu nie ma ani straży ani ratowników. Fale mogą być olbrzymie i nieprzewidywalne, a prądy morskie w tym miejscu są niezwykle potężne. Dodatkowo silny wiatr może zepchnąć Was z platformy, dzieci należy mieć zawsze przy sobie i je trzymać. Wejście tutaj do morza, może zagrażać życiu.

Gunnuhver.

To jeden z najbardziej znanych gejzerów na południowym zachodzie kraju. Jego nazwa pochodzi od imienia kobiety zwanej Gunna.

#iceland #islandia #travel #picoftheday #gejzer

A post shared by Piotr Jendruś (@untochables) on

Legenda mówi, że Gunna miała spór z bogatym rolnikiem z pobliskiej farmy. Kiedy zmarła jej duch nawiedzała okolice i atakował ludzi i zwierzęta. Lokalny ksiądz zastawił pułapkę i wrzucił Gunnę kobietę-ducha do gejzeru.

Musicie być w tym miejscu bardzo ostrożni. Gejzer cały czas dymi, co jakiś czas zwiększa swoją aktywność. Cała okolica śmierdzi siarką, a do tego w powietrzu unoszą się kropelki gorącej wody wyrzucanej przez Gunne.

Ja w pewnym momencie utknąłem na pomoście w oparach siarki, nie widząc drogi stałem w miejscu bo nie chciałem spaść z podwyższenia i jak Gunna wpaść do gejzeru. Trwało to chwilę i nie było przyjemnie.

W pobliżu znajduje się kilka innych mniejszych gejzerów, to miejsce ma przepiękny widok na okolicę i latarnię morską Reykjanes.

Most w Sandvik.

Jeszcze do niedawna ta miejscówka nie była powszechnie znana i odwiedzana. Pewnie dla tego, że jest zupełnie z boku i nie po drodze. Większość turystów gna w koło wyspy, objeżdża „złote koło” i wylatuje, a tu jest tak ja by na skraju niczego.

My akurat śpimy w pobliżu i jedziemy zobaczyć to geologicznie ciekawe miejsce.

Spotykają się tutaj dwie olbrzymie tarcze kontynentalne Euroazjatycka i Północnoamerykańska. Dryfujące płyty naciskają na siebie lub się rozchodzą, w takich miejscach powstają pęknięcia. Tutaj tarcze rozchodzą się z błyskawiczną prędkością 2,5 cm na rok. Jest to też dowód na to, że Islandia niestety pęka.

Zazwyczaj takie pęknięcia widoczne są na dnach oceanów, ale tutaj możecie je zobaczyć na własne oczy. Świetna lekcja geografii.

To niesamowite miejsce, bo po zawieszonym moście możecie się przejść z Europy do Ameryki i z powrotem. W połowie zaznaczona jest granica, a na przeciwnych końcach znajdują się napisy: „Witajcie w Ameryce” i „Witajcie w Europie”.

Most został zawieszony jako symbol połączenia między Europą i Ameryką Północną.

Chwilę czasu ty spędzamy wygłupiając się i dokumentując nasze odwiedziny w Ameryce.

Tego wieczora nie spotkaliśmy za wielu turystów. Kiedy wracamy do hotelu jest już po 22:00, a wciąż widać ostatnie promienie słońca.

Pierwszy dzień na Islandii za nami. Dobrze poszarpani chłodem i wiatrem kładziemy się spać. Przez najbliższe dni będziemy   zwiedzać południową Islandię, „złoty krąg” i stolicę kraju Reykjavik.

Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).


Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.