Krater Ngorongoro – park narodowy w Tanzanii.

Ngorongoro.

Gdzie zebra mówi dobranoc.

Nasz obóz znajduje się w cieniu wielkiego drzewa. Rozbijamy namioty na tle zachodzącego słońca. Celowo ustawiamy tak namioty by cieszyć się resztkami promieni.

W przeciwieństwie do obozu w Serengeti, nasze namioty nie są rozbite na kurzu i ziemi, a na soczystej trawie.

Pewnie te piękne okoliczności przyciągają tu zebry. Siedzimy sobie w namiocie, a zwierzęta zaglądają nam do środka. Uczucie jak byś w ZOO przeskoczył przez barierki i siadł na wybiegu. Fantastyczne doznania.

Nasz kierowca przewodnik, robi nam krótką odprawę przed jutrzejszym dniem. Ogólnie chodzi o to, że kolacja zaraz, bardzo wczesna pobudka i wyjazd na dno krateru.

Fajne jest to, że po kolacji możemy wziąć prysznic. Co prawda woda czasami jest letnia, zamiast lodowatej, ale nie przeszkadza nam to. Po ostatnich 10 dniach na Kilimandżaro i Serengeti jesteśmy zaprawieni w bojach, i dzisiejsze warunki uznajemy prawie za luksusowe.

Czy hieny jedzą ludzi ?

Zebry prawie weszły nam do namiotu, to bardzo śmieszne.

W pewnej odległości w zaroślach świecą się oczy. Patrzą na nas. Czy będziemy dla tych oczu dzisiejszą kolacją. Jesteśmy lekko zaniepokojeni. Kiedy dopytujemy strażnika, mówi, że to hieny, stoją w krzakach, ale mamy się nie bać.

Poranek.

Jest bardzo bolesny. Słońce jeszcze też się nie podniosło z łóżka. Jest wilgotno i chłodno. Na śniadanie smakuje tylko ciepła kawa, resztę wpychamy w siebie na siłę. Nasze auto jest całe zaparowane. Zajmujemy siedzenia mając wciąż zamknięte oczy.

Kiedy nasz kierowca ucina sobie ze strażnikiem pogawędkę, dowiadujemy się, że dwa dni wcześniej w pobliżu obozu biegał sobie lew.

Wyjeżdżamy z obozu i kierujemy się do krateru. Oczywiście po drodze czeka nas papierkowa robota. Wszystkie terenówki zaparkowane wzdłuż drogi, a ich kierowcy w stylu hakuna matata załatwiają wszystkie kwity. Czekamy, a słońce powoli podnosi się z łóżka.

W końcu nasz mistrz wraca, otwiera nam dach, bo słońce już wysoko i zrobiło się ciepło. Zaczynamy zjeżdżać na dół.

Krater Ngorongoro.

Nazwa krateru stanowi wyraz dźwiękonaśladowczy. Nadali ją masajscy pasterze od dźwięków wydawanych przez dzwonek pasterski (ngoro ngoro). Dzięki skamielinom z Olduvai Gorge wiadomo, że obszar ten zajmowały różne gatunki człowiekowatych przez ostatnie 3 miliony lat.

Dopiero kiedy jesteśmy na dole uświadamiam sobie w pełni ogrom tego miejsca.

Sam krater znajduje się na wysokości 1800 m n.p.m. Ocenia się że olbrzymi wulkan, który wybuchł 3 miliony lat temu, mógł mieć wysokość nawet 5800 m. Głębokość krateru to 610 m. Powierzchnia wgłębienia to 260 km2. To największe takie miejsce na ziemi.

Po prostu olbrzym. Dopiero na dole dociera do Ciebie jaki człowiek jest mały. Kiedy wzrokiem omiatasz szczyty, znajdując się na płaskim jak stół terenie, który kończy się gdzieś na horyzoncie rozumiesz jak potężna jest natura.

Ludzie takie coś, budowali by dekady, a tu wystarczyło jedno srogie BUUUM.

Na obszarze Ngorongoro żyje większość gatunków zwierząt występujących w Afryce Wschodniej. Gdyby policzyć w sztukach to okaże się, że mieszka tu około 25.000 dużych zwierząt, głównie kopytnych. Pośród nich znajdują się między innymi: nosorożec czarny, hipopotam, antylopy gnu, zebry, gazele Thomsona, krokodyle, żyrafy, lamparty, lwy i wiele innych.

Ngorongoro wchodzi w skład krajobrazowo-zwierzęcego Rezerwatu Ngorongoro, który w 1979 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W ramach obszaru chronionego przez krater znajduje się wąwóz zwany Olduvai Gorge. Powszechnie uznawany jest on za kolebkę ludzkości. Stwierdzenie to wynika z odnalezienia na tym obszarze szczątków naszego przodka nazwanego Homo habilis.

Świat dzikich zwierząt.

Serengeti było olbrzymią otwartą przestrzenią. Tu w Ngorongoro skalne ściany tworzą jak by ogrodzenie. To powoduje, że ta gigantyczna ilość żyjących tu zwierząt, jest jak by bardziej skompresowana.

Są momenty, że gdyby wyciągnąć rękę przez okno terenówki, to można by pogłaskać zebrę lub przebiegającą gazele.

Jeśli ktoś odważny to może wsadzić rękę do paszczy lwa.

Sama technika zwiedzania parku jest podobna do tej w Serengeti. Nasz kierowca wciąż używa CB. Dzięki temu wie gdzie aktualnie można spotkać ciekawe scenki z życia zwierząt.

Hipoptamy.

Jedną z chwil spędzamy przy sadzawce z hipopotamami.

Jest bardzo cicho. Silnik naszej toyoty zgasł, a my w spokoju obserwujemy te urocze zwierzaki. Tłoczą się w tej sadzawce, jak słoiki w warszawskim tramwaju. Po ich grzbietach biega jakieś ptactwo, wydłubując im coś z uszu lub dziobiąc skórę. Domyślam się, że to rodzaj partnerskiej współpracy. No bo jak hipopotam ma sobie pogrzebać w uchu ? kiedy może wlazł mu tam jakiś robak ? no jak ?

Niby sobie tak stoją w tej wodzie, leniwie i bez sensu. Jednak co jakiś czas, jedne na drugiego fuknie lub tupnie w tym mule. Cała gromadka znowu się lekko przesunie. Coś jak zapasy grubasków w brązowym budyniu.

Niech was jednak to wszystko nie zmyli. W naszej kulturze te zwierzęta przedstawiane są jako potulne i śmieszne grubaski, w rzeczywistości to jedne z najbardziej niebezpiecznych i agresywnych ssaków. Pod względem wielkości dorównują nosorożcom białym, ustępując jedynie słoniom.

Ale najciekawsze jest to, że pomimo fizycznych podobieństw do świń i innych znanych parzystokopytnych, ich najbliżsi żyjący krewni to walenie, wieloryby, morświny, delfiny. Wspólny przodek wielorybów i hipopotamów oddzielił się od innych parzystokopytnych około 60 milionów lat temu. Najstarsze znane skamieniałości hipopotamów, pochodzą sprzed 16 milionów lat, odnaleziono je w Afryce.



Król Lew.

Wreszcie go spotykamy. Siedzi sobie dumny. W zasadzie to momentami leży na plecach i nie jest nami zainteresowany. Ma nas zwyczajnie gdzieś. W jego pobliżu nie ma innych zwierzą w sumie się nie dziwię. Ja też bym zwiewał gdybym nie był w stalowej konserwie marki Toyota.

Z tymi lwami to też nie jest tak uroczo jak u Disneya.

Krater zamieszkuje najgęstsza znana populacja lwa masajskiego.

#tanzania #ngorongorocrater #travel #lion #trip #wildanimals #wild #picoftheday

A post shared by Piotr Jendruś (@untochables) on

Efektem ubocznym naturalnego obszaru zamkniętego jest znaczący chów wsobny populacji lwów, powodowany bardzo małą liczbą nowych linii wchodzących do lokalnej puli genowej, gdyż bardzo niewiele migrujących samców lwów dostaje się do krateru z zewnątrz. Te, którym uda się wejść, są często wyganiane przez samce z krateru, stanowią bowiem konkurencję rozrodczą.

Dane długoterminowe wskazują, że populację lwów w kraterze czterokrotnie dotknęły choroby między 1962 a 2002. Susza w 1961 i deszcze w porze suchej 1962 wywołały masywny rozwój Stomoxys calcitrans w maju 1962. Owady wypijały krew i wywoływały bolesne zmiany skórne, ulegające infekcji, które zredukowały pogłowie lwów z 75-100 do 12. Populacja odbudowała się do około 100 sztuk do roku  1975 i pozostawała stabilna do 1983, kiedy rozpoczął się utrzymujący się spadek. Liczebność nie przekraczała 60 sztuk od 1993, osiągając tylko 29 w 1998. W 2001 34% populacji lwów zmarło między styczniem a kwietniem na skutek choroby przenoszonej przez kleszcze i nosówki.

Dla mnie to i tak nie pojęte, że dorosły samiec potrafi mordować małe, które nie pochodzą od niego w stadzie. Oczywiście to natura reguluje, w taki sposób populację, ale jak by wyglądał świat ludzi, gdyby rządził się tymi samymi prawami. Choć w sumie, czy ludzie, są w sumie tacy ludzcy ?

Toaleta.

Na dnie Ngorongoro toaleta jest tylko w jednym miejscu, w pobliżu jeziora Makat. Jeśli wam się zachce gdzieś w innym miejscu to macie wielki problem. Tak jak zachciało się mi. Tu naprawdę kompresja zwierząt jest duża, i o ile zebra wam nic nie zrobi, o tyle lew może narobić trochę problemów. W każdym razie wytrzymywałem długo, zanim poinformowałem naszego kierowcę. Też się trochę przejął. Widziałem w jego oczach, że nie jest pewien tego co robimy.

Kiedy zatrzymaliśmy się na niewielkim pagórku, gdzie krzyżowały się drogi, kazał mi szybko wyskoczyć z auta i obsikać oponę. Przyznam się, że kiedy wychodziłem z auta miałem lekkie wątpliwości czy nie robię czegoś głupiego.

Wyobrażacie sobie te nagłówki w światowych gazetach „Polski turysta znaleziony martwy w kraterze Ngorongoro z odgryzionym ………” – no właśnie. I co by mi napisali na nagrobku „tul leży pochowany PJ ale nie cały, jego …, został na dnie krateru”

Kiedy wróciłem do auta, cały i wysikany ruszyliśmy dalej. Po kilkuset metrach zatrzymaliśmy się w pewnym miejscu, stały tu też dwa inne auta. Po chwili pomiędzy nami przeszedł lew.

Obawy naszego kierowcy były jednak słuszne, a ja nieroztropny. Po raz kolejny przypominam, pamiętajcie by przed safari jednak dobrze skorzystać z toalety.

Wypalanie trawy.

Zaskakuje nas widok wypalonej trawy. Jak to ? Ktoś tu rzucił niedopałek ?

Okazuje się, że zgodnie z rekomendacjami powołanej komisji naukowców po suszy w roku 2000 wdrożono w kraterze program ekologiczny polegający na rokrocznym bądź co dwuletnim kontrolowanym wypalaniu do 20% traw.

Jezioro Magadi.

Pośrodku krateru znajduje się słone jezioro. Funkcjonują 2 nazwy tegoż jeziora: Makat, jak je zwą Masajowie, co znaczny sól, i Magadi.

Zasilane jest przez strumień Munge, który spływa z krateru Olmoti. Do Magadi wpada również strumień Lerai – płynie on przez wilgotny las na północ od krateru.

Mamy tu chwilę przerwy. Powietrze jest tu jak by bardziej rześkie, świeże. Lekki wiatr chłodzony przez wodny zbiornik daje o tej porze chwilę relaksu.

Czas wracać.

Nasz czas pobytu w Ngorongoro dobiega końca. Musimy wracać. Zasada jest taka, że po godzinie 16:00 do krateru nie ma prawa zjechać już żadne auto z turystami, a po godzinie 18:00 wszyscy zwiedzający mają odmeldować się u góry.

Nawet Masajowie, którzy mają pozwolenie na wypasanie tu bydła, na noc muszą opuścić Ngorongoro.

Ciekawe co się tu dzieje w nocy.

Podoba mi się ten przepis, pozwala w jakiś sposób na to by natura choć przez pewien czas była sama ze sobą. By rządziła się swoimi prawami. Ma możliwość na jakąś naturalną regulację, bez ingerencji człowieka.

Zresztą od pewnego czasu, rządy kilku krajów afrykańskich zauważyły, że przychody z safari, przynoszą większe dochody niż inne ich gałęzie gospodarki. Matematyka finansowa pokazuje, że lepiej zostawić lwa przy życiu niż sprzedać jakiemuś myśliwemu licencję na jego zabicie. Gdzieś czytałem, że jeden żywy okaz w trakcie swojego życia potrafi z bezkrwawej turystyki przynieś do 2 500 000 USD, a to zdecydowanie więcej niż jednorazowe pozwolenie na odstrzał. Nie dziwi w takim razie tak restrykcyjna polityka. Kenia, Tanzania, RPA czy Uganda już od pewnego czasu zdają sobie sprawę ile mogą zarobić na pokazywaniu swoich narodowych parków.

Wyjeżdżamy powoli do góry, droga jest bardzo stroma. Toyota momentami ledwo kręci swoimi kołami.

Opuszczamy granicę parków, przejeżdżamy przez wszystkie bramy i wracamy do hotelu gdzie spotkaliśmy się przed safari.

Ostatnią noc spędzimy w dużych suchych namiotach. Będziemy mieli dostęp do wi fi i zimnego piwa.

Naładujemy nasze telefony, banki energii, a pod ciepłym prysznicem nabierzemy sił na ostatni park w trakcie naszego safari.

Jutro czeka na nas Manyara.

Dziękuję za odwiedzenie mojej strony, będzie mi bardzo miło jeśli polubisz ją na Facebooku ;).


Drogi Podróżniku, poniżej znajduje się reklama Google. Zupełnie nie mam pojęcia, co Ci się na niej wyświetla. Jeśli chciałbyś lub chciałabyś wynagrodzić mi jakoś pracę nad stroną, proszę kliknij w reklamę i nic więcej. Dziękuję za wsparcie strony.